________________________________________________________________
Był wieczór, niestety nie można było podziwiać gwiazd. Niebo zostało przysłonięte przez chmury, z których w każdej chwili mógł spaść deszcz. Ze wszystkich okien w Malfoy Manor sączyło się światło, oświetlające gdzieniegdzie ogród. Mężczyzna po pięćdziesiądce przechadzał się po małym gabinecie. Był to śiwiejący blondyn o ciepłych stalowych oczach, w których tańczyły iskierki. Zmarsczył brwi i westchnął. W pewnym momencie drzwi się otworzyły, a w nich stanęła blondynkach o równie stalowych oczach, jak mężczyzna.
- Podjąłeś decyzję, Lucjuszu? - zapytała spokojnie kobieta. W głębi duszy znala odpowiedź.
- Podjąłem - powiedział cicho.
- Więc na co czekasz?- wycedziła trochę zniecierpilwiona. Dla niej ta sytuacja również była przykra, ale nie mieli innego wyboru.
- Jak ja mam mu to powiedzieć?! - powiedział nieco głośniej niż zamierzał- Mam, od tak powiadomić go ,, Synku, musisz jak naszybciej wyjść za tą szlamę, bo to poprawi naszą reputację.'' czy może raczej ,,Zaszantażujemy tą biedną kobietę, żeby za ciebie wyszła.''- zatrzymał się na chwilę- Narcyzo, to takie trudne...-szepnął.
- Wiem, Lucjuszu- odezwała się blondynka- Zrozum, że nie mamy innego wyboru. Przecież to nie będzię...- zawahała się- szantaż.To tylko propozycja.
- Cyziu, nie bądź naiwna... Dobrze wiesz, że to co robimy to czysty szantaż. Powiedz , co ty byś zrobiła gdybyś mogła odzyskać bliską ci osobę po ponad 3 latach, wzamian za ślub z osobą, której nie kochasz? - powiedział zdenerwowany mężczyzna. Narcyza spóśćiła wzrok speszona.- No właśnie.
- Luc...- zaczeła kobieta, ale urwała, gdy jej mąż kręcił przecząco głową.
- Tak wiem, kochanie. Nie mamy innego wyboru. Zaraz do niego pójdę i wszysko wyjaśnię. - rzekł spokojnie, ale Narcyza wiedziała, ze sprawia mu to wiele bólu. Podeszła do niego powoli i przytulił delikatnie.
- Zobaczysz, wszystko się ułoży, a my kiedyś będziemy szczęśliwą rodziną...-szepnęł mu z czułością do ucha.
***
Lucjusz Malfoy stanął przed swoim jedynym synem, który pogrążony był w lekturze i zdawał się go nie zauważać.-Ekhem..- odkaszlnął mężczyzna.
- Ojcze, przepraszam. Nie zauważyłem cię - młody blondyn o stalowych oczach wstał z wygodnego fotela, nieco zdezorientowany. Malfoy Senior usiadł na kanapie obok miejsca, w którym jego syn przed chcwilą odpoczywał.
- Usiądź, Draconie. - poweidział chłodno.
,,Znowu ubrał tą swoją maskę nienawiśći. Taki niby twardziel, chyba coś jest nie tak..'' Przemknęło przez myśl młodszemu mężczyźnie. Chłopak wrócił na swoje wcześniejsze miejsce i rzekł:
- O co chodzi, tato?
- Hmm... Synu... Masz już dwadzieścia osiem lat i...czy nie myślałeś, że czas się ustatkować?- zapytał z nutką kpiny w głośie.
Draco w odpowiedzi tylo wywrócił oczami.
- Dobrze wiesz, że dobrze mi się żyje, tak jak jes...- zaczął, ale nie dane było mu skończyć, ponieważ przerwał mu ojciec.
- Oczywiście, że odpowiada ci życie kobieciarza. Mi też by się takie podobało. - młodszy blodyn już miał zaprzeczać, ale stwierdził, że to nie ma sensu.
- Dlatego, postanowiliśmy z matką wybrać ci godną partnerkę.
- Ależ, ojcze! Chyba nie myślisz, że ożenię się z pierwszą lepszą kobietą, jaką spotkam!- krzyknął chłopak.
- Uspokój się, Draconie. Nie masz tu nic do gadania... Prawda jest taka, że to małżeństwo będzie...jakby to powiedzieć?. Czysto polityczne. Wiesz dobrze, że nazwisko Malfoy jest szkalowane, gdy tylko nadaży się ku temu okazja. Dzięki temu związkowi nasz ród odzyska szacunek i dobre imię.
- Jak moje małżeństwo może w tym pomóc?!- powiedział głośno blondyn.
- Ojjj, Draco. A w Hogwarcie mówili mi, że jesteś wyjątkowo mądry. Jeszcze nie rozumiesz? Ożenisz się z...Hermioną Granger. -zakończył Lucjusz, a w jego głosie dało się wyczuć kpinę.
W salonie zapanowała cisza. Nagle wszstko zaczynało się składać w jedną spójną całość.
- Chcesz, żebym związał się z Granger, tylko dlatego, bo jest szlamą i przyjaciółką Potter'a. Wtedy ludzie będą myśleć, że Malfoyowie się zmienili, ponieważ ich pierworodny syn z mugolaczką, a dodatko z koleżanką ,, Złotego Chłopca''. - powiedział spokjnie, mając na twarzy maskę obojątności.
- Ale ona się na to nie zgodzi - kontynował swoją wypowiedź były Ślizgon. Mała iskierka nadzieji, spowaodowała, że uniusł delikatnie koąciki ust.
- O tym też pomyślałem. -zapewnił starszy mężczyzna. Wyciągną z kieszeni swojego długiego brązowego płaszu kopertę, którą wcześniej dostał od swojej żony. Draco przejrzał szybko zawartoś zawinątka, a z jego twarzy znikł cień uśmiechu.
- Mówłeś, że się zmieniłeś! - krzykną w jego stronę.
- Synuu, nie dramatyzuj.
- Nie dramatyzuję! Stwierdzam fakty. To co chcesz, żeby zrobił to zwykł SZANTAŻ!- wziął kilka głębokich wdechów i zaczął już spokojnie. - Dobrze wiesz, że nie przepadam za tą kobietą, ale chyba nie mam innego wyboru... Zrobię to, ale nie dla ciebie. Zrobię to dla mamy. Mam dość patrzenia na nią, gdy płącze, z powodu głupich uwag twoich ,,kolegów''.
- Cieszę się, Draco, że rozumiesz powagę sytuacji. Kiedy zamierzasz do niej iść?- zapytał z uśmichem triumfu na twarzy.
- Jutro pójdę.- powiedział cicho. Wstał z fotela powiedział cicho ,, dobranoc'' i udał się do swojej sypialni, by wszstko przemyśleć. Na początku był sceptycznie nastawiany do tego małżeństwa, ale teraz zrozumiał, że dzięki temu cały świat czarodziejów znów zacznie usługiwać Malfoyom. Uśmiechnął się do siebie i zasnął.
***
Ładna, dwudziesto-ośmio szatynka smacznie spała w swoim pokoju. W pewnym momencie jej powieki zaczęły drgać, by po kilku sekundach odsłonić jej czekoladowe oczy. Kobieta usiadła zaspana na łóżku i popatrzył się na budzik, który wskazywał godzinę dziesiątą. Uwielbiała soboty. W te dni mogła odpocząć od uciążliwej pracy w Ministerstwie Magii. Wkońcu stanowisko kierowniczki oddziału w św. Mungu do czegoś zobowiązywało. Wstała i ruszyła do łazienki, po drodze zatrzymując się w małym pokoju swojego synka, Anthony'ego.
Tony był dzieckiem jej i Rona. Chłopczyk zaginął trzy lata temu. Miał wtedy zaledwie dwa latka. Harry i Ron, wraz z aurorami przetrzęśli cały świat w poszukiwaniu chłopca. Niestety poszukiwania się nie powiodły. Ron swój smutek i żal próbował ukryć przy pomocy Ognistej, przez co stał się agresywny. Porzucił Hermionę, wtedy gdy ona poterzebowała go najbardziej. Pomimo tego, była Gryfonka nie poddała się. Nadal wierzy, że jej mały synek żyje i ma się dobrze. Wierzyła, że kiedyś go odnajdzie. Preszła się powoli po pokoju, wspominając czasy, gdy w tym miejscu bawiła się z małym dzieckiem o kręconych, kasztanowych włosach i czekoladowych oczach.
Uśmiechnęła się smutno i usiadła na małym łóżeczku. Z zamyślenia wyrwał ją dzwonek do drzwi. Myśląc, że to Ginny przyszła w odwiedziny (wczoraj umówiły się na spotkanie) nie przejeła się swoim strojem. Była to biała, krótka koszula nocna, która więcej odrywała niż ukrywała.
- Hej, Ginn...- nie było dane jej skończyć, ponieważ stała oko w oko z przystojnym blodynem o stalowych oczach.
- Witaj, Granger -uśmiechnął się ironicznie - Nie trzeba było się tak ładnie dla mnie ubierać, kotku... Chociaż...
- Nie jestem twoim kotkiem, Malfoy - powiedziała przez zęby, a na jej policzkach wykwitł rumieńcec. W pierwszym odruchu chciała zamknąć mu drzwi przed nosem, ale mężczyzna spodziewał się tego i szybko włożył nogę w szparę.
- Musimy pogadać – odpowiedział spokojnie.
- O ile wiem to nie mamy wspólnych tematów.
- Granger, nie wygłupiaj się. Posiadam pewne informację, które mogą cię zainteresować.
- A wiec?
- Nie zaczyna się zdania od ,,a więc''. Mogę wejść?
Dziewczyna nic nie mówiąc, odsunęła się, by zrobić przejście blondynowi. Zaprowadziła go do salonu, gdzie mężczyzna od razu rozsiadł się wygodnie na kanapie.
- Poczekaj chwilę, tylko się przebiorę – rzuciła w jego stronę.
- Mi się podoba tak jak jest.
Zgromiła go wzrokiem i zniknęła za drzwiami pobliskiego pokoju. Założyła na siebie białe spodnie, bluzkę w tym samym kolorze i szary sweter. Zestaw wyglądał tak.
- Napijesz się czegoś?
- Nie, dzięki. Ja tylko na chwilę. -dziewczyna dziękowała Merlinowi, że chłopak odmówił, bo nie wyobrażała sobie, żeby robić herbatę temu egoisteycznemu Ślizgonowi.
- No to się streszczaj, nie mam całego dnia. - powiedziała oschle była Gryfonka.
- Wyobraź sobie, że ja też, Granger- uśmiechnął się szelmowsko, widząc jak się denerwuje.
- No, dobra - udawając zawiedzionego kontynuował- Zacznijmy od początku. Mam dla ciebie propozycję.
- Malfoy ma propozycję dla szlamy...- zamyśliła się kasztanowłosa.
- Tak, właśnie. Jak wiesz po wojnie moja rodzina straciła szacunek wśród czarodzieji, przez co utraciliśmy naszą włądzę. Mojemu ojcu to nie leży, zresztą mi też, dlatego szukamy rozwiązania tego problemu.
- Merliniee...Malfoy, co mnie to obchodzi! - powiedziała zniecierpliwiona kobieta.
- Uznaliśmy z ojcem, że najlepszym rozwiązaniem będzie, jakby to ująć...TY.
- Słucham? Nie bardzo rozumiem.
- Uważamy, że jeśli zwiąże się z czarownicą mugolskiego pochodzenia, inni pomyślą, że nasza rodzina się zmieniła, jak i zmieniła zdanie na temat szlam – zauważył, że wypowiadając ostatnie słowo, mięśnie szatynki się napięły, ale nie przejmując się tym mówił dalej – dzięki temu jest bardzo duże prawdopodobieństwo, że odzyskamy dobre imie. A jaka inna czarownica z mugolskiej rodziny nadawałaby się, jeśli nie najlepsza przyjaciółka Pottera. Dlatego moja propozycja brzmi: zostań moją żoną, Granger.
Dziewczyna zaczęła się śmiać. Starała się uspokoić, ale to nic nie dało.
- Skończyłaś? -zapytał poirytowany.
- Oj, Malfoy... Czy ty się potknąłeś i uszkodziłeś sobie główkę? Lepiej idź do św. Munga, ale i tak myślę, że już jet za późno na pomoc - powiedziała przez łzy - Powiedz mi...dlaczego miałaby się zgodzić na ten idiotyczny plan?
- Ponieważ, jak już mówiłem, mam informacje, które cię zaciekawią.
- Informację, mówisz... Nie sądzę, żeby jakiekolwiek informacje przekonałby mnie do ślubu z tobą.
- O ile mi wiadomo...3 lata temu zaginął ci syn. Lucas. Prawda?
Była Gryfonka przestała się momentalnie śmiać, a w jej oczch pojawiły się łzy.
- Tak się składa, że wiem gdzie chłopiec się znajduje. Wystarczy jedno twoje słowo, a pomogę ci go odnaleźć.
- A jaką mam pewność, że mówisz prawdę?
Zamiast odpowiedzi, młody mężczyzna podał Hermionie kopertę, którą dostał od ojca. Dziewczyna otworzyła ją i wyjęła plik zdjęć, na których był przedstawieny mały chłopiec z burzą brąowych włosów. Widać, ze zdjęcia były robione z ukrycia, ponieważ były nie dokładne, ale Hermiona bez wahania rozpoznała na nich swojego synka.
- Teraz mi wierzysz? Jaka jest twoja odpowiedź?
Milczała przez dłuższą chwilę, ledwo hamując szloch.
- Daj mi czas muszę to przemyśleć – jej wzrok cały czas był utkwiony w zdjęciach. Po policzku spłynęła samotna łza.
- Masz czas do jutra, zjawię się około 18:00 – odpowiedział podnosząc się z kanapy – a teraz będę się zbierał.
Dziewczyna nie zareagowała. Siedziała wpatrzona w dowody na życie jej małego synka. Tony żyje.
Draco sam musiał wyjść z domu, ponieważ jego właścicielka była zbyt ogłupiała, by cokolwiek zrobić. Jemu to nie przeszkadzało, wręcz przeciwnie. Odniósł sukces. Cichy głosik podpowiadał mu zwycięstwo.
______________________________________________________________________
I co myślicie? Zapraszam do komentowania :) Rozdział II w niedalekiej przyszłości ;)
Pozdrawiam :*